Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/147

Ta strona została skorygowana.

— Dlatego wołaliśmy na ciebie tak napróżno — uśmiechał się Boura.
— Nie. Gdyście mnie wołali, byłem w górze, na stoku, w wysokiej trawie — o takiej wysokiej. Nikt nie znał tego miejsca. Tam miałem swoją jamę jak zając, z której patrzyłem na dom. Widziałem doskonale jak mamusia wybiegała, wołała na mnie, szukała mnie, płakała ze strachu i miłości; było to dla mnie męczące i słodkie, słodkie aż do śmierci, ale nie odezwałbym się był za nic na świecie. Bałem się, że mnie zobaczy, a mimo to kiwałem do niej ręką. Tylko troszeczkę chciałem się jej pokazać, tylko tak maluczko, aby mnie nie poznała.
— Ona często ciebie szukała, — przypominał Boura.
— Często. Chciałem ją tylko doświadczyć, czy będzie mnie szukała; siedziałem tam bez oddechu i czekałem aż przyjdzie. Wołała, szukała, ale już nie płakała. A raz nie wyszła nawet na pole. Wtedy czekałem do wieczora i aż się bałem, taki byłem samotny. Ale nie przyszła. A ja nie poszedłem już więcej na stok i zacząłem się włóczyć daleko i coraz dalej.
— Gdzie ty właściwie teraz mieszkasz?
— W Afryce. Myślałem, że mnie nie kochają i dlatego tak się włóczyłem. Chciałem spróbować, czy mi się coś wydarzy. Lubiłem takie