Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/159

Ta strona została skorygowana.

Dlaczego ten, o którym myślę, a który nachyla się nad biurkiem jest taki nieruchomy? dlaczego nadsłuchuje i czeka, że stanie się coś zewnątrz niego, coś co mogłoby być dla niego wskazówką w smutku i zamknąć ten nieskończony szereg niepewności, które go dręczą?
Wszystkie rzeczy wokół niego, są czemś, do czego się już przyzwyczaił, czemś co jest osłonięte melancholją.
Tylko przeciwległa ściana ulicy ma — w bezkształtnej ciszy — wyraz niezwykle głupi i tak nieprzyjemny, że cierpiąc z radością podchwytuje turkot dorożki na bruku, jako punkt wyjścia z tej sekundy w przyszłość.
Klap, klap. Stukot kopyta, turkot kół, długi, rytmiczny łańcuch łoskotu na skręcie i szybkie grzechotanie po kamieniach: to jest coś, co się rozwija jak kłębek i dąży w oddalenie.
A teraz — w odległości — coraz bardziej się ucisza ten tykot długi jak cienka, naciągnięta nić, tak cienka, że może już jej nawet niema, że może już nie jest niczem więcej jak tylko oddaleniem niesłychanie długiem i cichem.
Cisza z wnętrza i cisza z zewnątrz zlewają się jak dwie płaszczyzny niepostrzępione i niczem się od siebie nie różniące.