Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/166

Ta strona została skorygowana.

Od gałęzi oderwała się szyszka — widocznie zapomniała się jej trzymać, taki był bezwietrzny dzień. Korony strzępiły się a wśród nich poruszało się światło.
O jaki piękny, piękny dzień!
Jak połyskują srebrem drżące kłosy mietlicy!
Ułagodzony radością albo nudą, wsłuchiwał się Jeżek w ciepłe brzęczenie lasu.
Olśniony stanął na skraju zrębu, gdzie żar drgał bezgłośnie.
Co tu leży?
To jest człowiek.
Leży twarzą do ziemi i bez ruchu. Na wyciągniętej ręce pasą się muchy, których leżący nie płoszy.
Czy jest martwy może?
Nabożnie i ze zgrozą nachylił się Jeżek nad wyciągniętą ręką, która trzymała stary kapelusz z szerokiem rondem. Muchy nie odleciały. Na starej podszewce widniało kilka — niestartych dotąd — liter, z których odcyfrować można było:

ERTA EL SOL“

— Puerta del sol! — odgadł zdumiony Jeżek i nachylił się nad twarzą — jak wydawało mu się — trupa.