Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/189

Ta strona została skorygowana.

widoku zaparzonej i pomiętej pościeli. Unikał zastygniętej szpetoty nocnego stoliczka.
Utkwił oczy w oknie. W bladem i na pół nieprzeźroczystem oknie. W oknie, które prowadzi na pole!
— Popatrz tutaj — odezwał się nagle chory, wskazując palcem na ścianę u wezgłowia.
Kwiczała nachylił się.
Na murze było można odczytać zblakłe i zamazane — słowo: „napowrót“.
— Napowrót — przeczytał Kwiczała.
— Co mówisz na to? — zapytał Matys pocichu.
— Ktoś to tam napisał. Przed wielu prawdopodobnie już laty.
— Myślisz, przed ilu?
— Nie wiem. Może przed pięciu. Może przed dziesięciu. Kiedy tu malowano ostatni raz?
— Zapytywałem mamę — rzekł Matys, patrząc na ponury sufit. — Dawniej niż przed dziesięciu laty. Nie chciałem nigdy, aby mi tu malowano.
Kwiczała odwrócił śpiesznie oczy w stronę okna.
— Przyglądnij się jeszcze — nalegał chory — czy nic cię tu nie uderza?
Kwiczała nachylił się znowu nad łóżkiem.
— To pisała męska ręka. Ktoś pisał to słowo w rozdrażnieniu i w niecierpliwości, aż zła-