Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/197

Ta strona została skorygowana.

Długo już chodził Różyczka jak we mgle.
Bronił się przed tem do upadłego i bez końca wymyślał argumenty za i przeciw. Udowadniał coś sobie. Złościł się. Walczył ze sobą ostro, aby się skoncentrować. A zarazem tęsknił, aby to go uniosło bez myśli i kierunku. Pozwolić unieść się!
Być takim jak czarny drąg — na stawie — w mgłach. — Myślał o tem.
Nad wodą krzyczy mewa i zlatuje, aby złapać powierzchnię w pazury. Woda zakołysze się — a mewa ucieknie, jak ulicznik. Dopiero, Bóg wie, gdzie zachychoce.
Różyczka zastanawiał się: odjadę czy zostanę? Wszystkie argumenty zmartwiały i nie mógł ich już wzmocnić. Zmartwiały i utknęły. Nie mógł się od nich uwolnić — od argumentów, które go już nie cieszyły.
Zwiędły w tym wąskim pokoju — w pokoju, który go już nie cieszył — argumenty, aby został i nie odjeżdżał; nie porzucał zbytecznie spokoju, zajęcia, przyzwyczajeń swoich, łóżka i karła wygodnego.
— Przecie nie potrzeba mi nic więcej — powiedział sobie — zostanę i wypełnię to wszyst-