Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/219

Ta strona została skorygowana.

Wszystko zdrętwiało, nie posuwając się naprzód, zastygło w bliskiej obecnej chwili.
Nagle odkrył Zaruba człowieka.
Siedział w kącie, bez ruchu, tak jak i on sam i nie spał.
— Ten człowiek jest w tem samem, co i ja położeniu. Nie może przespać czasu. O czem myśli? O czekaniu bez końca, tak jak ja?
Człowiek wzdrygnął się, jakby zrozumiał to pytanie i jakby ono było dla niego niemiłe.
Zaruba niechcący wpatrzył się w jego bezkształtną twarz. Dojrzał na niej spokojny odruch. Tak, jakby ktoś odpędzał natrętną muchę.
Nagle ten człowiek wstał, na palcach przeszedł korytarz, ocierając się o Zarubę.
— Było panu nieprzyjemnie, że się patrzyłem na pana — odezwał się Zaruba przytłumionym głosem.
— Tak.
Obaj milczeli długo.
— Niech pan spojrzy — zaszeptał wkońcu człowiek, wskazując palcem na ziemię — to wygląda jak ludzkie oblicze.
— Już przedtem przyglądałem się temu.
— Już się pan przyglądał — powtórzył człowiek melancholijnie. — Pan się więc czuł również tak —
— Jak?