Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/232

Ta strona została skorygowana.

Niech wszystko zostanie jak jest: dzień po dniu, aż do chwili, której dojrzeć nie można.
Dzień po dniu?
Broż usiadł na kamieniu i wpatrywał się bez ruchu w ciemność, jakby potajemnie śnił dalej — przerwany sen, albo jakby się mu zwidywały dnie po dniu, miesiące i lata, aż do chwili, której dojrzeć nie można.
— Nic się już nie zmieni! co się ma zmienić? Zdarzenia uciekają, a lata biegną, ale dzień po dniu nadchodzi, jakby się wogóle nic nie działo.
Upłynął dzień: i cóż z tego? Przecież dni są równe — jutro przyjdzie ten sam dzień! Tylko kiedy upłynie znowu!
I codziennie powiedzieć sobie mogę: nie straciłem niczego, prócz dnia! Niczego więcej, prócz dnia! Dlaczego więc ta tęsknota?
Broż tarł sobie mocno czoło: czy dlatego, abym się przezwyciężył? Jestem niewyspany. Zatrzymałem się, a dni narosły wokół mnie, jak mury; dzień za dniem ułożyły się równo i ciężko, jak ściany. Już wkrótce się przebudzę. Ale czyż ten dzień, który zastanę dookoła będzie niezwykły i nowy? Czy nie będzie złożony z tysiąca przeszłych dni, jak z cegieł ściany? I powiem sobie znowu: to jest przecie jeden z tych dni, których tysiące ułożone są jak ściany. Dlaczego nadszedł? Przecież