Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/36

Ta strona została uwierzytelniona.

Korytarze dyrekcji policji są smutne nawet w dzień. A teraz ich zimna, opustoszała żałość stała się realnym składnikiem wyimaginowanego obrazu nieszczęścia, a żółta, bezmiernie ponura kancelarja przytłoczyła go jak męcząca rzeczywistość. Nieszczęście odezwało się obcym dźwiękiem w obojętnym głosie urzędnika:
— Nie doniesiono nam o niczem podobnem. Jak się nazywa pańska siostra?
Martinec odszedł ze ściśniętem sercem. Sprawa stawała się coraz bardziej zagmatwana i surowa.
Przez śpiące miasto jedzie szybko dorożka od komisariatu do wartowni, od szpitala do tala.
Wszędzie czekanie, pustka, męcząca cisza, w końcu kroki na korytarzu i gruby, zaspany głos.
Nigdzie w tym dniu nie dostawiono martwej albo rannej dziewczyny.
Ale wszystko rzeczywiste i zewnętrzne, niemiłosierne i obce z czem się zetknął w swej gorączkowej wędrówce, zlało się w niezmierny i skomplikowany obraz nędzy.
Powoli wlókł się do domu. Ale już w drzwiach spotkał się z pytającemi oczami matki i zrozumiał, że ich nadzieja prysła. Zrozumiał, że wszystko, co dotąd czynili od chwili zginięcia Lidy dążyło tylko do jednego celu: