Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/69

Ta strona została skorygowana.

szczęście. Nie morderstwo. Ktoś tylko spadł. Niczego nie możnaby było dowieść mordercy. Dlaczegóżby więc miał to robić?
— Nie wiem.
— Po drugie: to także jest głupie, że niósł kapelusz w ręce. Widocznie nie myślał wtedy rozważnie. A tu, w dole aż nazbyt był rozważny. O niczem nie zapomniał. Tęga głowa mimo wszystko — — Czy to nie jest sprzeczne?
— Nie wiem.
— Po trzecie: to miejsce widoczne jest z gościńca i ze wsi. Morderca był w śmiertelnem niebezpieczeństwie, a przecież pracował rozważnie, wprost metodycznie, powoli. Niczego nie zaniedbał. Jest to strasznie paradoksalne.
— Wstrętna sprawa, — złościł się doktor.
— Wstrętna i ciemna. Trzeba przypuścić, że do takiego postępowania skłaniały go zagadkowe i niezwykłe pobudki. Albo była to nieprzeciętna i zagadkowa indywidualność, która tak postępowała. Ta sprawa jest ciekawsza niż się wydawać może. Prawdopodobnie panowie chcą ją rozwiązać; chciałem więc tylko panom zwrócić uwagę —
— Dziękuję panu, — odezwał się komisarz ostrożnie — bardzo mnie pan zajął, ale proszę wybaczyć, pan mnie nie rozumie. Ja nie mam nic do rozwiązywania.