Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/83

Ta strona została skorygowana.

władzy. Niczego nie rozwiązuję, zaciskam tylko, a im silniej cisnę, tem łatwiej poznaję w sobie władzę, która przezemnie przechodzi. Tylko ręką, niech będzie; ale przynajmniej czuję tę straszną i nieopieszałą siłę, która przezemnie bije. Która dzisiaj znowu uderzy. Siłę prawa.
Komisarz umilkł; była już noc i z trudem pięli się w górę, potykając się na korzeniach i kamieniach. Wkońcu zgubili rzeczywiście ścieżkę i leźli na ślepo przez krzaki, porastające stok, opierając się rękami o ziemię. Wreszcie natrafili na jakiś daszek, pod którym składano pokarm dla zwierzyny. Nie było to zbyt wygodne miejsce. Ale można tu było przynajmniej zapalić ogień pośród wielkiego deszczowego szumu, napływającego skądś, z gór.
W nieskończonych przestworach nocy lał ciemny deszcz. Tylko gdzieś trzasnęła gałąź, tylko gdzieś oderwał się głaz i walił się, skacząc po pochyłości z gigantycznym tupotem. Wszystko inne pochłaniał szum deszczu.
Slawik nadsłuchiwał tęsknie, jakby się zgubił w niezmierzonej i nieprzeniknionej ciemności całego świata.
Komisarz leżał przy boku Slawika bez ruchu. Nagle przebiegł przez niego słaby, jakby elektryczny dreszcz. Znów wrócił silniejszy