Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/85

Ta strona została skorygowana.

Komisarz zapukał cicho; w tej chwili przez odchylone drzwi wyjrzało jedno oko.
— Tutaj policja — zaszeptał komisarz, a drzwi otwarły się szybko, jak pod oddechem ulgi.
— Dzięki Bogu! — odezwał się tajemniczym szeptem gospodarz, odkładając strzelbę — ach, dzięki Bogu!
— Kiedy przyszedł? — zapytał komisarz skwapliwie.
— Przed godziną. Prosił o nocleg. Jest na poddaszu.
— Przyjdę zaraz — odezwał się nagle z poddasza silny, zachrypły głos — tylko się ubiorę.
Jednym skokiem znalazł się komisarz na schodach, jakby pchnięty ślepą siłą:
— W imieniu prawa!
— Zaraz — mówił głos z większego już oddalenia — jestem tak — — — trochę — — — zaziębiony.
— Pilnujcie go na dworze — krzyczał komisarz, schylając się w dół — łapcie go na dworze! Biegnijcie prędko!
Slawik i gospodarz ze strzelbą wypadli na dwór.
Na górze — tuż u szczytu domu okno otwarte. Nic. Cicho.
Komisarz wyszedł na dwór z zapaloną latarnią; wtedy Slawik odczytał na szczycie