Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/109

Ta strona została przepisana.

gerskiego dębu. Albo zakładać plantacje wanilii, kakao, cukru, tam i tam, gdzie jeszcze robocizna jest tania. Albo wyrabiać masowo krochmal z manihotu, konfitury z mombinu, ekstrakt z kory kassji. Niektórzy z nich byli na wyspie już od trzech miesięcy i wiedzieli, co i jak należałoby zakładać albo też czym handlować. Doświadczeńsi spośród nich mówili o werbowaniu tanich sił roboczych, o spekulacjach przy kupowaniu i sprzedawaniu gruntów, o towarzystwach akcyjnych poufnie popieranych przez rządy.
Stary Camagueyno słuchał z oczyma przymkniętymi, żując czarne cygaro. Miał tropikalną wątrobę, co czyniło go nieufnym i popędliwym. Bodaj że na wszystkich wyspach, które Bóg miłosierny raczył porozsiewać na tych morzach, miał swoje interesy, plantacje trzciny i kakao, posiadał suszarnie i młyny, i palarnie, kwadratowe mile lasów dziewiczych, które zdobywali dlań jego wspólnicy, aby następnie uciec, zapić się albo zginąć od gorączki.
Sam prawie nigdy nie wychodził z domu, dręczony chorą wątrobą i reumatyzmem stawów, ale mnóstwo drobnych piratów, całe bandy złodziei, dużo Morenów i bezwstydnych mieszańców pociło się i hałasowało, chlało i cudzołożyło w jego dobrach, porozrzucanych diabli wiedzą po jakich stronach tego kochanego świata. Tutaj, do tego chłodnego i białego domu, gdzie w patio szemrze woda w toledańskich fajansach, niewiele dociera z hałasu i zgiełku tego dalekiego świata. Prawda, że od czasu do czasu przychodzi ktoś z płonącymi oczami, wychudzony jak strączyna kassji, i krzyczy, że został odarty ze wszystkiego. Ale na to ma się tu trzech takich mozos, byłych cowboyów, którzy służyli na sawannach. Ci potrafią pokazać drzwi, komu należy i jak należy.
Juścić bywały takie czasy, kiedy konno jeździło się w trawach wysokich na chłopa. Stała sobie gdzieś na wzgórku stara gałęzista seiba, a gdy się patrzyło spod jej cienistych gałęzi, to można było objąć spojrzeniem całe