Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/133

Ta strona została przepisana.

Powraca więc na Kubę obarczony zasługą, że podniósł wydajność trzciny na wyspach. Powraca na pękatym statku, naładowanym wanilią, angielskim zielem i kakao, muszkatowym kwiatem i mandarynkami, angosturą i imbirem, na statku pełnym woni, statecznym niby sklep z towarami kolonialnymi. Jest to statek holenderski, wałęsający się od portu do portu jak gadatliwa ciotka, która zatrzymuje się przed każdym kramikiem i lubi dużo mówić. Nie trzeba się śpieszyć, moi państwo, wetknąć ręce w kieszenie i patrzeć. Na co? A choćby na wodę, na morze, na drogę słoneczną, która jest na nim wypisana. Albo też na wyspy w modrych cieniach, na obłoki złociście podbijane, na ryby latające, rozpryskujące błyszczącą wodę. A wieczorem na gwiazdy. Przychodzi brzuchaty kapitan, proponuje grube cygaro, ale też dużo nie gada.
Ostatecznie nie byłoby znowu rzeczą najgorszą pozostać raz na zawsze panem Kettelringiem. Na horyzoncie czai się bezustannie jakaś burza, w nocy śmigają szerokie, czerwone miecze błyskawic za zasłoną z deszczu. Albo też morze zacznie raptem fosforyzować bladymi i modrymi prążkami, które rozbiegają się nagle na wszystkie strony i znikają. A w dole, w tej czarnej rozchlupotanej wodzie, ciągle coś fosforyzuje własnym swoim światłem. Pan Kettelring opiera się o barierę i jest pełen czegoś, co nie jest ani nudą, ani upojeniem. Tak, to jedno jest pewne: że kiedyś płynął tak samo i czuł się tak samo szczęśliwy i swobodny. Teraz układa to w sobie, żeby o tym nie zapomnieć. Ach rozewrzeć ramiona tej tęsknocie! Temu bezmiernemu uczuciu miłości, wolności, czy Bóg wie czego!


∗             ∗

Camagueyno przywitał go z rozwartymi ramionami. Stary pirat umiał być wdzięczny, gdy oto wracał statek przepełniony dobrym łupem. Już nie siedzi z Mr. Kettelringiem w kantorze, ale w cienistym pokoju, przy stole nakrytym