Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/139

Ta strona została przepisana.

— O tym powinien by pan przecie pamiętać... — To mówi dziewczę amerykańskie, bo Kubanka wie, że o takich rzeczach nie wypada mówić z obcym mężczyzną. Ale i duża amerykańska studentka jest zmieszana. Tam, na uniwersytecie dyskutowało się przecie o wszystkim. Nawet z młodzieżą męską można było rozmawiać o czymkolwiek... Bóg raczy wiedzieć, dlaczego tutaj staje się ta rzecz nagle taka trudna. Ochładza sobie twarz wierzchem dłoni i gryzie wargi.
— Mr. Kettelring?
— Słucham.
— Na pewno kochał pan jaką kobietę. Niechże pan wspomina!
Milczał oparty rękoma o kolana. Teraz jest ona znowu małą Kubanką, która niespokojnie mruga długimi rzęsami. — Nigdy nie przeżyłem czegoś takiego jak teraz. To wiem, to wiem na pewno.
Kubaneczka wstrzymuje oddech, a serce zakołatało jej tak mocno, aż zadrżały pod nią kolana. Więc tak, miłosierny Boże, i takie to piękne, że można by się rozpłakać. Ale mózg Amerykanki podchwycił natychmiast tę myśl i zmienił ją do gruntu. Ach, więc to tak. Poznałam to natychmiast, jak tylko rzekł do mnie: Seńorita, okłamałem panią.
— Tak się cieszę — mówi i zęby szczękają jej troszeczkę — że... (Że co, właściwie?)... że się tu panu podoba. (Nie, nie o to chodzi, ale już wszystko jedno.) Ja tak lubię ten ogród i bywam tu co wieczór... (Boże, jak też głupio się to powiedziało!) Dziewczyna amerykańska próbuje wziąć górę. — Niechże pan uważa, panie Kettelring, pomogę panu wspominać, chce pan? Przecie to musi być straszne, gdy człowiek nie może sobie przypomnieć, kim jest. — Mr. Kettelring poderwał się jakby uderzony. — Chcę rzec — próbuje poprawić się dziewczę amerykańskie — że byłabym taka szczęśliwa, gdybym mogła panu dopomóc. Proszę, pa-