Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/15

Ta strona została skorygowana.

Powiedzmy, część doświadczenia, trzy części fantazji, dwie części logicznej kombinacji, a reszta to spryciarska kalkulacja, żeby rzecz była nowa, na czasie, żeby się w niej coś rozwiązywało czy wykazywało, a głównie, głównie, żeby wywierało wrażenie. Ale takie to dziwne przy tym wszystkim — wybuchnął poeta głosem stłumionym — że wszystkie te tricki, całe to marne literactwo wzbudza w człowieku, który się nim zajmuje, żywe i namiętne złudzenie, iż ma to coś wspólnego z rzeczywistością. Niech pan sobie wyobrazi magika, który wie, jak się wyjmuje z kapelusza króliki, a jednocześnie wierzy, że naprawdę i uczciwie wyczarowuje je z owego kapelusza siłą swej magii. Co za błazeństwa!
— Coś się panu nie udało, prawda? — pyta chirurg sucho.
— Nie udało się. Pewnego wieczora szedłem ulicą i słyszałem za sobą głos kobiecy mówiący: — Tego mi przecie nie zrobisz? — Nic poza tym. Może nawet i tych słów nikt nie wymówił i tylko mi się zdawało. „Tego mi przecie nie zrobisz!”
— No i co dalej?
— Cóż miałoby być dalej? — spochmurniał poeta. — Z tego urosła taka historia, że o la! Ta kobieta miała słuszność, uważa pan? Przepracowana, zła, nieszczęśliwa kobieta... I ta nędza, człowieku, w jakiej tacy ludzie żyją! Ale ona miała słuszność. Bo ona, to rodzina, to ognisko domowe, ona jest — jednym słowem, porządek. Natomiast on... — poeta machnął ręką. — Drań, taka ślepa i masywna rewolta, łajdak i brutal.
— I jak się wszystko skończyło?
— Co niby?
— Jak to się skończyło? — powtórzył chirurg niecierpliwie.
— Nie wiem. Ona powinna była mieć rację. W imieniu wszystkiego na świecie, w imieniu najwyższych praw powinna była mieć słuszność. Rozumie pan, wszystko zale-