Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/156

Ta strona została przepisana.

w ogóle, o ile pamięć nie zawodzi, nigdy tak nie pisali, aby łączyć litery według niezmiernie subtelnych prawideł i zwyczajów. Na maszynie dałoby się to wypisać daleko łatwiej, nie bolałoby tak i nie rozpływałoby się wszystko przed oczami. Kettelring garbi się jak uczniak piszący pierwsze swoje wypracowanie. — Oh... oh... ho-o-o... — stęka Mulatka w sąsiednim pokoju, a ktoś duszony przez zmorę jęczy, jakby konał.
Droga, jedyna, najdroższa, to jest mój pierwszy i ostatni list. Obiecałem, że wrócę, że przyjadę jako człowiek, który ma imię i majątek. Teraz nie mam już nic, jestem rozbitkiem i odchodzę. Dokąd? Jeszcze nie wiem. Obecne życie moje dobiega końca, a nie zdołam rozpocząć życia nowego. Pewne jest tylko, że Kettelringa już nie ma i że daremne byłoby dochodzenie, kim on właściwie był. Gdybym wiedział, że gdzieś na świecie jest miejsce, gdzie można żyć bez imienia, poszedłbym tam. Ale człowiek musi mieć imię, choćby był tylko żebrakiem.
Jedyna moja miłości, cóż to za szaleństwo, że nazywam cię jeszcze miłością i mówię, że jesteś moją! Teraz już wiesz, że nie powrócę, ale wiedz także, że cię kocham jak pierwszego dnia, a nawet nieskończenie bardziej, bowiem, im ciężej mi było na świecie, tym więcej cię kochałem.
Kettelring zamyślił się. Kto wie, czy jeszcze czeka na niego? Trzy lata ubiegły od chwili, gdy odszedł. Może już jest żoną jakiego Jankesa w białych trzewikach... No, niechże będzie szczęśliwa!
Nie wiem, czy wierzę w Boga, ale składam ręce i modlę się, abyś była szczęśliwa. Musi istnieć jakiś mądry Bóg, czego dowodem jest choćby to, że losu twego nie połączył z moim. Zegnam cię, żegnam, już się nie zobaczymy...
Kettelring musiał się pochylić nisko nad papierem, bo nic nie widział, i szybko nakreślił podpis. Ale w tej chwili zdrętwiał, jakby coś mocno huknęło go w łeb. Nie podpisał się imieniem: George Kettelring. Nie widząc nic po-