Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/16

Ta strona została skorygowana.

żało od tego, że ona ma rację. — Poeta zaczął miętosić w palcach kawałek cukru. — Ale tamten drab uparł się, że i on ma rację. Im był straszliwszy i godniejszy pogardy, tym bardziej czuł, że ma rację. Pokazało się mianowicie — mruczał poeta — że i on także cierpi. Ale cóż robić? Jak tylko zaczął w pewnej chwili żyć naprawdę, nie pozwolił grać sobie po nosie i żył jak mu się podobało, ciężko i fatalnie... Poeta wzruszył ramionami. — I żeby pan wiedział wszystko, powiem panu, że tym niegodziwcem, tym rozpaczliwym łajdakiem i wyrzutkiem byłem ja sam. Im bardziej tamten cierpiał, tym bardziej byłem nim ja... A mówią poczciwi ludzie, że to fikcja!
Poeta odwrócił się ku oknu, albowiem są takie rzeczy, o których daleko lepiej mówić w pustkę. — Nie ma rady, muszę się tego wyzbyć. Chciałbym... powinien bym igrać sobie z czymkolwiek... z czymś nierzeczywistym. Żeby to nie miało nic, ale to nic wspólnego z rzeczywistością i ze mną także. Żeby już raz mieć spokój i być wolnym od tego straszliwego osobistego uczestnictwa. Niechże pan sam pomyśli: czyż koniecznie muszę przecierpieć każdy ludzki ból? Chciałbym kiedyś zmyślić coś możliwie odległego i bezsensownego. Jakbym puszczał bańki mydlane.
Zaterkotał telefon szpitalny. — Więc czemu pan tego nie zrobi? — rzekł chirurg sięgając po słuchawkę, ale już nie miał czasu czekać na odpowiedź. — Hallo! — wołał stojąc przy telefonie. — Tak jest, przy aparacie... Co?... Nie może być!... Zanieść zaraz na operacyjną!... Naturalnie. Ja zaraz przyjdę.
— Przywieźli kogoś — rzekł chirurg zawieszając słuchawkę. — Spadł z nieba. Mianowicie samolot spadł i spłonął. Co to było, u diabła, żeby podczas takiej wichury... Pilot podobno zwęglony, a ten drugi, no, biedak. — Doktor zawahał się na chwilę. — Muszę tu pana zostawić samego. Niech pan poczeka, przyślę tu pewnego pacjenta; bardzo ciekawy. To jest, pod względem chirurgicznym banalny. Przecinałem mu absces na karku, ale ten człowiek jest jasno-