Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/160

Ta strona została przepisana.

wiedzieć panu, że gotów jest aż do pełnoletności pańskiej wypłacać mu za moim pośrednictwem pewne apanaże. — Wymienił sumę dosyć marną, bo stary sknera pozostał wierny samemu sobie nawet w sprawiedliwym gniewie swoim. — Oczywiście, że gdyby pan i potem nie doszedł do poglądów roztropniejszych... — Adwokat wymownie wzruszył ramionami. — Ale ja mam nadzieję, że to będzie dla pana twarda wprawdzie, lecz zdrowa szkoła życia.
— No to dawaj pan mamonę — odezwał się dziedzic trzydziestu milionów — i powiedz pan staremu, że życzę mu życia jak najdłuższego i niech sobie na mnie poczeka.
Anarchistka klaskała entuzjastycznie.
Dostojny adwokat pogroził jej żartobliwie grubym palcem.
— Niechże pani nie przewraca w głowie naszemu młodemu przyjacielowi. Pobawić się, i owszem, ale nic więcej, prawda?
Dziewczę pokazało mu język, ale promieniejący i wyrozumiały prawnik już gorąco ściskał rękę marnotrawnego syna. — Drogi, drogi przyjacielu, wszyscy z upragnieniem wyglądać będziemy rychłego powrotu pańskiego.


∗             ∗

Marnotrawny syn miał wtedy lat osiemnaście. Aż do pełnoletności swojej żył jakoś, jak potrafią żyć tylko ludzie młodzi. To znaczy, że teraz i sam nie umiałby powiedzieć, jak mu się wtedy żyło i, co najważniejsza, komu i ile został dotąd winien. Oczywiście: Paryż, Marsylia, Alger, Paryż, Bruksela, Amsterdam, Sewilla, Madryt i znów Paryż... O ile wiedział, ojciec jego po zerwaniu z synem jakby stracił ostatnią wewnętrzną zaporę, zabrał się z chorobliwym uporem do robienia pieniędzy i do wstrętnego starczego sknerstwa. Bóg z nim! Dopieroż nagromadzi mamony! Dokładnie od daty dojścia do pełnoletności przestały nadchodzić chude apanaże. Marnotrawny syn rozzłościł się.