Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/21

Ta strona została przepisana.

nawet czytał słowo w słowo czyjeś myśli, to i tak ci nie uwierzę.
— A co to za jeden? — pyta, żeby zagadać o czym innym.
— Któż to wie? — mruczy doktor. — Jego papiery spłonęły. W kieszeni jego znaleziono trochę monet francuskich, angielskich i amerykańskich. I holenderskie dubbeltje. Może leciał przez Rotterdam, ale ten samolot nie należał podobno do żadnej linii stałej.
— On sam nie powiedział nic?
Doktor zakręcił głową. — Gdzie tam! Nieprzytomność głęboka. Dziwiłbym się, gdyby w ogóle jeszcze powiedział cośkolwiek.
Zapanowała ciężka cisza. Jasnowidz wstał i powlókł się ku drzwiom. — Zamknięta książka, prawda?
Poeta spoglądał za nim okiem ponurym, dopóki nie znikł na korytarzu. — Czy pan naprawdę myślał o tym, o czym on mówił, panie doktorze?
— Co? A tak. To stwierdzenie stanu, który przed chwilą podyktowałem. Ja tego nie lubię, tego jakiegoś odczytywania cudzych myśli Ze stanowiska lekarskiego — rzekł praktycznie — jest to niedyskrecja.
Tym, zdawało się, sprawa jest wyczerpana.
— Ale przecież to humbug — wyrwał się poeta mocno podrażniony. — Nikt przecie nie może wiedzieć, o czym inny człowiek myśli. Do pewnego stopnia można to sobie wykalkulować rozumowo... Kiedy pan wrócił, wiedziałem od razu, że myśli pan o tamtym człowieku, co spadł z nieba. Wiedziałem, że ma pan duży kłopot z jakimiś wątpliwościami dotyczącymi rzeczy ogromnie ważnych. — Aha — pomyślałem — pewno jakieś uszkodzenia wewnętrzne.
— Jak pan do tego doszedł?
— Przez rozumowanie. Przez kombinowanie. Ja pana znam, panie doktorze, pan nie bywa roztargniony. Ale gdy pan wrócił, zrobił pan taki ruch, jakby pan chciał rozpiąć płaszcz operacyjny, którego, oczywiście, już pan na sobie