Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/24

Ta strona została przepisana.

kój! Ucisz się, ucisz, wszystko jest w porządku. Regularnie, jak kapie woda, podnosi się i opada kołdra na piersi nieprzytomnego. Wszystko w porządku, nie ma zamieszania i przerażenia. Już nie ma żadnego nieszczęścia, nikt nie biega bezradnie i nie załamuje rąk. I ból przycichnie, gdy stanie się cząstką porządku. Regularnie, obojętnie postękuje chory na sąsiednim łóżku.
— Biedak! — mruczy chirurg — umęczony jak Zbawiciel. — Siostra miłosierdzia zrobiła znak krzyża. Poeta byłby najchętniej zrobił krzyżyk w powietrzu nad tą obandażowaną głową, ale jakoś zawstydził się samego nawet zamiaru. Spojrzał na doktora, nie wiedząc, co robić. Chirurg skinął. — Pójdziemy! — I na palcach opuszczają salę. Nie ma teraz o czym mówić. Niechaj wygładzi się powierzchnia porządku i ciszy, niech nikt nie zakłóca tego zrównanego milczenia. Cicho, cicho, jakbyśmy opuszczali coś dziwnie i surowo dostojnego.
Dopiero w bramie szpitala, gdzie już zaczyna się bałagan i zgiełk życia, mówi chirurg w zamyśleniu: — Aż dziw, że taki jest nieznany. Musimy zapisać go u nas, jako Przypadek X. — Machnął ręką. — Niech pan już lepiej nie myśli o nim.

V

Już drugi dzień trwa ten stan nieprzytomności. Ciepłota podnosi się, a serce słabnie. Nie ma wątpliwości, że którędyś życie ucieka. Ach Boże, cóż tu zrobić? W jaki sposób zatkać szczelinę, o której nie wiemy? Nic, tylko patrzeć na to nieme ciało, które nie ma ani twarzy, ani imienia, a nawet i dłoni, z których można by odczytać ślady życia dawnego. Gdybyż przynajmniej miał imię, gdyby miał jakiekolwiek imię, nie byłby taki... Nie byłby jaki? Może nie byłby taki niepokojący czy co? Tak, to się nazywa tajemnica.
Siostra miłosierdzia, zdaje się, wybrała sobie ten beznadziejny przypadek jako przedmiot swojej nadzwyczajnej