Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/42

Ta strona została przepisana.

mi tak, jakby domagano się ode mnie czegoś zbyt wielkiego, poważnego i zdecydowanego i jak gdyby daremne było bronić się i tłumaczyć, że tego nie potrafię zrobić. Odczuwałem coś, jakby wielką niepewność i strach. Dziwne to, dawniej spotykałem się ze śmiercią tyle razy, bo dalibóg życie moje było niespokojne i częstokroć pełne niebezpieczeństw, ale jak dotąd śmierć miała dla mnie zawsze tylko oblicze ryzyka albo przypadku. Mogłem z niej drwić albo stawiać jej czoło. Lecz oto stanęła przede mną jako coś koniecznego, jako niepojęte i w najwyższej mierze obowiązujące i nieodwołalne postanowienie. Chwilami pokonywała mnie słabość i obojętność i wtedy mówiłem do niej: — No dobrze, zamknę oczy, a ty zrób, co potrzeba, beze mnie i szybko. Nie chcę o niczym wiedzieć. Ale czasem złościła mnie moja dziecinna tchórzliwość. Przecie to nic takiego — mówiłem sobie — nie ma w tym nic osobliwego, to tylko koniec. Każda przygoda miała swój koniec i oto będzie o jedną przygodę więcej. Ale rzecz dziwna, choć byłbym nie wiem jak medytował, nie zdołałem wyobrazić sobie śmierci jako zakończenia czegoś, jako trzaśnięcia pękającej nici.
— Przyglądałem się jej wtedy z dość bliska i widziałem ją jako coś rozległego i trwałego. Nie umiałbym się wyrazić dokładnie, ale śmierć jest czymś ogromnym w czasie, albowiem ona trwa. Powiem ci, siostro, że właśnie tego trwania balem się strasznie. Czułem małodusznie, ze tego zrobić nie zdołam. Nigdy przecie nie podjąłem nic trwalszego i nigdy nie podpisałem umowy, która obowiązywałaby mnie na czas dłuższy. Dość miewałem okazyj, by osiąść gdzieś i prowadzić porządne życie bez wielkiego wysiłku, ale zawsze odczuwałem dla takiego życia ostry i nieprzezwyciężony wstręt. Uważałem to za oznakę swego charakteru potrzebującego zmiany, przygód i wysp. A teraz miałbym pójść na taką umowę obowiązującą na wieki?
— Zalewał mnie zimny pot i postękiwałem ze zgrozy. To przecie niemożliwe, to nie dla mnie, to nie dla mnie!