Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/48

Ta strona została przepisana.

czy. — Mogłoby nam dużo powiedzieć. A prawe płuco też nie w porządku. Wątroba powiększona...
— Czemu jest taki żółty? — wyrwał się chirurg jakoś zbyt skwapliwie.
— I ja chciałbym wiedzieć — rzekł internista w zamyśleniu. — Mówicie, że temperatura opadła tak raptownie? Pokażcie mi mocz, siostro. — Siostra bez słowa podaje naczynie. Było w nim tylko kilka kropel moczu czerwonego i gęstego. — Proszę was — pyta internista podnosząc brwi — skąd wytrzasnęliście tego biedaka? Czy nie miał dygotki, gdy go tu przywieziono?
— Miał — odpowiedziała siostra.
Zdawało się, że internista liczy do pięciu. — Pięć, najwyżej sześć dni — mruczy. — To chyba niemożliwe. Czy mógłby dotrzeć tutaj... powiedzmy, z Indii Zachodnich... w ciągu pięciu lub sześciu dni?
— Chyba nie — uważa chirurg. — Jest to niemal wyłączone. Chyba że leciałby na Wyspy Kanaryjskie albo tak jakoś.
— W takim razie nie jest to wyłączone — odpowiedział internista tonem wyrzutu. — Proszę was, gdzież indziej mógłby złapać fiebre amarylla? (Wymówił amarilia, jakby się delektował dźwiękiem tego słowa.)
— Gdzie mógłby złapać co? — pytał chirurg nie rozumiejąc.
Typhus icteroides. Żółtą febrę. Jak żyję, widziałem tylko jeden przypadek tej choroby. Było to przed laty trzydziestu w Ameryce. Teraz ma phase trompeuse i wchodzi w okres żółty.
Chirurg bynajmniej nie był przekonany. — Proszę was, kolego — rzekł — czy nie mogłaby to być choroba Weila?
— Brawo, kolego — odrzekł internista. — Mogłaby być. Czy chcecie, żebyśmy tę rzecz zbadali na morskich świnkach? Byłoby to coś dla mego długowłosego asystenta. Aż piszczy z uciechy, gdy może dręczyć morskie świnki. Jeśli