Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/50

Ta strona została przepisana.

— No i...?
— Jeśli był w tamtych stronach, to niezawodnie będzie to łapa jakiegoś dużego kota. Patrzcie, jak kurczowo zaciskały się te szpony. Ale łapa tygrysa byłaby większa. Raczej jaguar, a to kazałoby myśleć o Ameryce.
— No, widzicie kolego. — Internista zwycięsko zatrąbił w chustkę do nosa. — Mamy więc już całkiem ładny kawałek biografii. Locus: Indie Zachodnie. Curriculum vitae: łowca i poszukiwacz przygód...
— A także marynarz. Na lewym przedramieniu ma wytatuowaną kotwicę. Pochodzi z tak zwanych lepszych sfer, bo ma względnie wąskie stopy...
— W ogóle ciało, powiedziałbym, inteligentne. W anamnezie: potator, zdeklarowany alkoholik. Przestarzałe cierpienie płuc, które odnowiło się ostatnimi czasy, powiedzmy, skutkiem gorączki infekcyjnej. Muszę wam powiedzieć, kolego, że mnie się ta czerwona gorączka bardzo podoba. — Interniście błyszczały oczy z uciechy. — I zabliźniona podzwrotnikowa framboesia. Ach, kolego, jakże żywo wszystko to przypomina mi moje młode lata! Dalekie kraje, Indianie, jaguary, zatrute strzały i tam dalej! Co za przygoda? Wędrowiec udający się do Indii Zachodnich — po co? Gdzie go tam diabli niosą? Najwidoczniej szedł bez określonego celu, jeśli mamy sądzić według tych pieczątek życia, jakie znajdujemy na jego ciele. Prowadzi życie dziwaczne i niespokojne, serce jego, jak na te lata, jest straszliwie zużyte. Pije z rozpaczy i z pragnienia diabetyków... Ech, kolego, ja to życie wprost widzę. — Starszy pan tarł w zadumie czubek nosa. — A następnie ten wariacki powrót na łeb na szyję, ta szaleńcza pogoń za czymś i niedaleko ostatecznego celu umrze nam na żółtą febrę, którą mu zastrzyknęła malutka Stegomyia fasciata, prawdopodobnie ostatniego dnia jego pobytu w tamtych stronach.
Chirurg kręcił głową. — Umrze na wstrząśnienie mózgu i uszkodzenia wewnętrzne. Proszę mi wierzyć.