Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/83

Ta strona została przepisana.

cie, to była podświadomość, jakieś majaki i błądzenie poza rzeczywistością...
— Mnie najbardziej zaciekawia — rzekł chirurg w nagłym i niezwykłym przypływie rozmowności — dlaczego właściwie powracał, dlaczego śpieszył się tak straszliwie. Już to daje do myślenia, że leciał podczas takiej wichury, jak gdyby nie mógł poczekać... A następnie to, że przywiózł sobie tę żółtą febrę. Na cztery czy pięć dni przed tym wypadkiem musiał być gdzieś w krajach podzwrotnikowych, prawda? To znaczy, że musiał... czy ja wiem, przesiadać z samolotu na samolot... Doprawdy, dziwne. Ciągle myślę o tym, co to musiała być za gwałtowna przyczyna, żeby wracać z takim pośpiechem. I bęc! Zabija się w całym tym rozpędzie.
Internista podniósł głowę. — Uważajcie, kolego... on byłby musiał umrzeć i tak, choćby nie był spadl. Nadchodził powoli jego koniec...
— Dlaczego?
— Cukier, wątroba... a głównie to serce. Tu nie dałoby się już nic zrobić. E, panie kolego, nie takie proste wziąć i wrócić. Przecie to kawał świata. — Starszy pan wstał. — Niech mu siostrzyczka zdejmie ten sfigmomanometr. No, wrócił i już jest jakby w domu. Teraz już nie zbłądzi, idzie drogą zupełnie pewną. Prawda, człowieku?


∗             ∗

Kochany Doktorze!
Niechże pan w wolnych chwilach przeczyta sobie te kilka ćwiartek papieru, które załączam. Z góry uprzedzam pana, że dotyczą one człowieka, który spadł z nieba i którego w szpitalu nazwał pan Przypadkiem X. Radził mi pan, żebym o nim już nie myślał; nie usłuchałem pana, a następstwem tego nieposłuszeństwa są załączone kartki. Gdyby na tabliczce nad głową miał wypisane imię albo też gdybyśmy o nim wiedzieli choć cośkolwiek, nie przyszłoby mi