Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/95

Ta strona została przepisana.

i ja miałem rozwiązać sprawę jego tajemnicy. Ruszyłem tedy za nim, a była to, panie doktorze, droga długa i bardzo zygzakowata.
Oczywiście, teraz już się przy niczym nie upieram. Teraz, rozumiem bardzo dobrze, że to, co uważałem za świetny dowód mej wnikliwości, było w gruncie rzeczy kaprysem, w którym znalazłem upodobanie. I dlatego nie mogę już napisać swego opowiadania. Mogłoby się wszak pokazać, jeśli się dotychczas nie pokazało, że ten człowiek jest po prostu komiwojażerem z Halle nad Salą albo jakim przeciętnym Amerykaninem, który wmawiał w siebie, że kupiec, tak przedsiębiorczy jak on, nie ma czasu czekać choćby dwadzieścia cztery godziny na zmianę pogody. Co za dziwactwa! Mogę zmyślać, co mi się podoba, ale tylko za cenę własnej wiary w te zmyślenia. W chwili gdy zaczyna się chwiać ufność moja, iż naprawdę mogło tak być, fantazja moja przedstawia mi się jako żałosna i dziecinna fuszerka. Tak więc, teraz już jest po odprawie, mościa pani fantazjo, daremnie tropiłaś i węszyłaś na lewo i na prawo, udając, że znalazłaś ślad, którego już nie ma albo który zgubiłaś na rozstajnych drogach możliwości. Jeszcze udajesz, że szukasz, bo ci zależy na powadze, jeszcze się rzucasz to tu, to tam, i starasz się wmówić w siebie i w innych, że już, już wiadomo, gdzie należy pójść. No, dajmy spokój! Nie ma nic! Fantazja spogląda psimi oczami, jakby mówiła: Czyliż to moja wina? Tyś pan, rozkazuj! Powiedz mi, dokąd mam pójść, pokaż mi, czego chcesz.
I teraz ja sam muszę szukać drogi i muszę szukać dowodów, dla których mam iść tędy a nie tamtędy. Miły Boże, dowodów! Motywacyj! Prawdopodobieństwa! Co za glupstwa! Nawet pies gończy nie uwierzyłby mnie i sobie, że tu o coś chodzi naprawdę, że tu jest coś takiego czy owakiego. Wraca się tedy z pustymi rękoma. Rzecz osobliwa, jakie dziwne poczucie osamotnienia jest w niepowodzeniu.
Przyznam się panu, iż trzeba, żeby się opowiadanie rozleciało, jeśli mamy poznać, z czego się ono składa. Dopóki