Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/98

Ta strona została przepisana.

Tak już jest. To właśnie to, za czym tęsknię. Za przypadkiem, który zaniósłby mnie dokądkolwiek, mnie, niezdecydowanego piecucha, zakotwiczonego ciężarem zadu przy stole. Za przypadkiem pełnym szybkich przygód, za zdyszanym trzpiotem, który by mnie porwał, by kręcić się ze mną. Starzejemy się, przyjacielu, i przyswajamy sobie życie niby nudne przyzwyczajenie. No tak, ale co jest z tym drugim, bezwarunkowym i nieustępliwym? Obyż życie moje było przeniknięte koniecznością, obyż kiedyś dane mi było poczuć jasno i wyraźnie, że we wszystkim, co czynię, dokonuje się pewien ład, i obym mógł powiedzieć: chwałaż Bogu, uczyniłem tylko to, co mi było przeznaczone.
Otóż znowu to samo: tym człowiekiem kierowanym koniecznością i przypadkiem będę ja sam. To ja pójdę drogą błędną i nieodmienną i za każdy krok zapłacę udrękami, jakie tylko zdołam zmyślić, albowiem taka pielgrzymka nie jest wycieczką dla przyjemności.
A więc w imię Boże, zabierzmy się do dzieła, a gdy nie będziemy wiedzieli, co robić dalej, niechaj nas wspomaga konieczność albo przypadek. Od czego zacząć? Co napisać jako pierwsze słowo o człowieku z Antylów? Zacznijmy od początku: Był chłopiec, który nie miał matki.
Kiepsko, bo cóż powiedzieć dalej? Przypadek X nie ma przecie ani twarzy, ani imienia, nie ma identyczności, jest Nieznany. Jeśli mu damy dom rodzinny, będziemy go znali, że tak powiem, od lat dziecinnych. Przestanie być nieznany i straci to, co jest w tej chwili jego rysem najmocniej i najściślej określającym. Jeśli ma zachować podobieństwo, trzeba uszanować jego incognito. Niechże więc będzie człowiekiem bez pochodzenia i legitymacji. Trzymajmy się tego, użyjmy za punkt wyjścia to, co wiemy. Spadł z nieba sam, co dla niego jest niezawodnie charakterystyczne. Trzeba więc, aby i w naszym opowiadaniu do pewnego stopnia spadł z nieba, żeby się nagle i niespodzianie wynurzył, diabli wiedzą skąd, stworzony przez przypadek, od razu całkiem gotów i doskonale nieznany.