Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/106

Ta strona została przepisana.

i jest to moim obowiązkiem. I w urzędzie przepycham się łokciam i z całych sił i pcham się naprzód. Koledzy spoglądają na mnie zukosa i niemal wrogo, stają się źli i niekoleżeńscy, ale mnie to wszystko jedno. Od tego ma się swój dom i rozsądną żonę, od tego ma się swój własny prywatny świat zaufania, sympatji i porozumienia, a resztę pal djabli. Tu oto siedzi człek w złocistym blasku lampy, spogląda na białe, przyjemne ręce żony i chętnie opowiada o tych zawistnych, nieżyczliwych i niezdolnych ludziach urzędowych. Oczywiście, chcieliby każdemu zagrodzić drogę.
Żona z wielkiem zrozumieniem i uznaniem kiwa głową. Oczywiście, rozumie. Z nią można rozmawiać o wszystkiem. Ona wie, że to wszystko jest dla nas obojga. Tutaj człowiek czuje się mocny i dobry. Tylko żeby choć raz jeden w nocy szepnęła mi do ucha: — Ach ty miły, tak bardzo ciebie pragnęłam!

XVI

A potem dostałem już dobrą i ładną stację. Byłem względnie młodym zawiadowcą, ale czyż nie zdołałem najlepiej zapisać się u swoich przełożonych? Niezawodnie i teść dopomógł mi potrosze, chociaż napewno tego nie wiem. Teraz byłem już na własnem, miałem swoją stację, a gdy sprowadziliśmy się tam z żoną, poczułem z głębokiem i uroczy-