Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/111

Ta strona została przepisana.

kostjumach podróżnych uśmiechały się do mnie przyjaźnie i z uznaniem, a nawet owe łaciate psy grzecznie merdały ogonem, gdy obok nich przechodził pan w urzędowej czapce. E, moi szanowni i wielmożni, dajcie spokój. To nie dla was robię to wszystko, lecz dla siebie. Cóż mnie do waszych idjotycznych gości z domów panujących! Skoro już tak być musi, zasalutuję i wyprężę nogi, ale na tem koniec. Czy który z was wie, co to jest stacja kolejowa, koleje żelazne, porządek i gładki ruch? Starszy pan to co innego; zna się na rzeczy i jego pochwała ma swoje znaczenie. To tak samo jak ojciec mój, gdy pogłaskał jaki mebel i pochwalił: dobra robota. Z was żaden nie zdoła ocenić, co to jest porządna stacja i ile w nią włożyłem pracy. Nawet własna żona tego nie rozumie; chce mnie mieć wyłącznie dla siebie i dlatego powtarza: oszczędzaj się.
Jest, oczywiście, ofiarna, trzeba jej to przyznać. Potrafi się dla mnie poświęcić, ale nie umiałaby się poświęcić jakiej porządnej i wielkiej rzeczy. Teraz myśli, że byłoby dobrze, gdyby były dzieci, bo mąż nie byłby takim służbistą i nieraz posiedziałby w domu. Ale cóż robić? Jakby kto zaczarował, dzieci niema. Ja wiem, że ciągle o tem myślisz i dlatego nie przestajesz mnie napominać, żebym się nie przepracowywał, a karmisz mnie jak drwala. Tyję, jestem już niezgorszy grubas i ciągle nic. A ty siedzisz po-