Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/118

Ta strona została przepisana.

chodziły po węgiel, wykradany z przechodzących pociągów. Pewnego razu jakiś chłopak spadł z wagonu i dostał się pod pociąg: koła zmiażdżyły mu nogę. Słyszałem jego straszliwy ryk i widziałem zdruzgotane kości w krwawych strzępach ciała. Gdy opowiedziałem o tem żonie, przybladła i wybuchnęła: — Pan Bóg go skarał! — Od owej chwili nie rozmawiałem z nią o niczem, co dotyczyło wojny. Sama zresztą widzisz, jaki jestem przemęczony i w w najwyższym stopniu zdenerwowany.
Pewnego razu podszedł do mnie na peronie człowiek, którego nie poznałem w pierwszej chwili. Okazało się, że kolegowaliśmy w gimnazjum i że on jest teraz czemś tam w Pradze. Nie mogłem już wytrzymać i wyrwałem się z tem, o czem tutaj z nikim nie mogłem rozmawiać. — Człowiecze, ta wojna jest przegrana — syczałem mu do ucha. — Możesz mi wierzyć, my tu trzymamy rękę na pulsie wydarzeń. — Słuchał mnie przez chwilę, a potem mruczał coś, że chciałby ze mną porozmawiać o pewnych rzeczach. Stanęło na tem, że spotkamy się w nocy za stacją. Było to niemal romantyczne.
Powiedział mi, że on sam i kilku innych naszych ludzi mają kontakt z tam tą stroną. Potrzebują regularnych wiadomości o transportach wojsk, o stanie zaopatrzenia i podobnych informacyj. — Ależ ja wam to zrobię! — wyrwałem się nieoczekiwanie