Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/182

Ta strona została przepisana.

Nie. Wiesz, co mnie dziwi? Ten tłusty poeta był wytrzymały bądź co bądź: świnia i cynik, jakich mało. Czy nie wiesz, czemu niekiedy przyglądał ci się ze zgrozą?
Nie zaciekawiało go to, co robiłem!
Nie, jego interesowało to, co było w tobie. Czy pamiętasz, jak razu pewnego dygocąc z obrzydzenia, wołał: — Ty zwierzę, gdybyś nie był takim poetą, to utopiłbym cię w kanale!
To było — — — Byłem pijany i coś takiego mówiłem.
Tak, ale coś takiego, co miałeś w sobie. Tak, mój drogi: wszystko najgorsze i najpodlejsze pozostało w tobie. Musiało to być coś arcypaskudnego, co już nawet nie odważyło się wydostać na światło dzienne. Kto wie, kto wie, co byłoby się stało, gdybyś nie zawrócił — — — Ale ty sam tak się przeraziłeś, że „na łeb, na szyję uciekłeś przed tem, co było w tobie“. Nakryłeś to wiekiem. Ale tu nie o palmy kokosowe chodziło, lecz o rzeczy gorsze. Może był i anioł skrzydlaty, ale było też piekło, przyjacielu. Było i piekło.
Ale to już wszystko.
Oczywiście, na tem się do pewnego stopnia wszystko kończyło. Potem myślałeś już tylko o tem, jak się ratować. Szczęście twoje, że dostałeś tego krwotoku. Wspaniała okazja do rozpoczęcia nowego ży-