Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/199

Ta strona została przepisana.

Uczucie było raczej takie: pal mnie djabli! Wielkie mi rzeczy, jak powieszą o jednego więcej! Tylko w ten sposób można było jakoś prześlizgnąć się nad tem.
Nie, ten z mocnemi łokciami nie miał z tem nic wspólnego. A tem bardziej hipochondryk, który wiecznie drżał o swoje życie. Aż dziw, że przeciw tej imprezie energicznie nie protestował. Romantyk także nie, bo w tem nie było ani za grosz romantyzmu, ani śladu jakiegoś marzenia czy przygody. Takie to było trzeźwe i takie bezwzględnie rzeczowe! Tylko może o tyle dzikie, że pobudzało do picia rumu. Ale może i ten rum tworzył cząstkę zbiorowej męskości, którą się wtedy upajaliśmy. Byłbym chciał trzymać się z tymi brekowymi za szyję, pić z nimi i wołać na cały głos: — Ej, chłopcy, przyjaciele kochani, zaśpiewajmy sobie! I to ja, który przez całe życie byłem samotnikiem! Najładniejsze w tem wszystkiem było właśnie to łączenie się i kumanie z wszystkimi innymi, ta miłość chłopa dla chłopa. Nie jakieś tam solowe bohaterstwo, ale uciecha z takiej dużej paczki, że psiakość słoniowa, my kolejarze pokażemy im co i jak! Nikt się nad tem nie rozwodził, ale czułem tak właśnie i wiem, że my wszyscy tak to odczuwaliśmy. I w ten sposób dopełniło się to, czego brakło memu dzieciństwu. Już nie siedzę nad swoim ogródkiem z patyczków, ale idę razem z