Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/28

Ta strona została skorygowana.

dziwym złocistym kogutem, stojącym na jednej nodze, a ten kogut rozgląda się dokoła płonącemi oczyma, ale to nieciekawe. Chłopczyk siedzi w kucki nad swoim malutkim ogródkiem złudzeń, sypie trociny i woła: Cip-cip, cipki, cip-cip! To jest jego gospodarstwo, a ci dorośli muszą udawać, że tego wszystkiego nie widzą, bo gdyby się zaczęli przyglądać, prysnąłby cudowny czar.
Ale i ci dorośli ludzie przydadzą się czasem chłopczykowi. Naprzykład, gdy na wieży kościelnej dzwonią południe, robotnicy przestają trzeć drzewo, wyciągają piłę z napoczętej belki i sadowią się wygodnie na deskach, aby jeść obiad. Wtedy chłopczyk wdrapuje się na szerokie bary krzepkiego robotnika Franca i okrakiem siada mu na wilgotnym karku. Takie już jest jego ustalone prawo i uciecha ta stanowi część radości całego dnia. Franc jest wprawdzie niebezpieczny zabijaka i w jednej z bijatyk odgryzł podobno komuś ucho, ale chłopczyk nic o tem nie wie. Ubóstwia Franca za jego siłę i za swoje prawo rozsiadania się okrakiem na jego karku podczas południowego triumfu. Jest jeszcze jeden robotnik, nazywa się pan Marcinek. Człowiek to milczący i chudy, ma obwisłe wąsy i piękne niebieskie oczy. Z nim chłopczykowi bawić się nie wolno, bo ma on podobno suchoty. Chłopczyk nie wie, co to znaczy, i odczuwa coś jakby zakłopotanie, gdy