Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/40

Ta strona została skorygowana.

jaki to on potężny i mocny. Gdy on jest blisko, nic złego stać się nie może.
Pewnego razu przy płocie naszego podwórka zatrzymała się obdarta dziewczynka, wtykała nos między sztachety i mówiła coś niezrozumiałego. — Co mówisz? — zapytał Franc. Dziewczynka pokazała mu język i rozzłoszczona paplała dalej. Franc zawołał ojca. Ojciec wsparł się o płot i pyta: — Czego chcesz, mała? — Mała powtórzyła swoje słowa jeszcze szybciej. — Nie wiem, co mówisz — rzekł ojciec uprzejmie. — Któż cię wie, co to za język? Poczekaj tu chwilkę! — I zawołał matkę. — Spojrzyj, co za oczy ma to dziecko. — Miała duże, czarne oczy z bardzo długiemi rzęsami. — Ach jaka śliczna! — zawołała matka z zachwytem. — Czy chcesz jeść? — Dziewczynka nic, tylko patrzy na nią temi dużemi oczami. Matka przyniosła jej kawałek chleba z masłem, ale mała kręciła głową. — Może to Włoszka albo i Węgierka — rzekł ojciec, nie wiedząc co myśleć o dziecku. — Może wreszcie i Rumunka. Któż tam wie, czego ona chce. I poszedł za swoją robotą. Gdy się oddalił, pan Marcinek wyjął z kieszeni dziesiątkę i bez słowa podał ją dziewczynce.
Nazajutrz, gdy powróciłem ze szkoły, siedziała przy naszym płocie. — Przyszła do ciebie — śmiał się Franc, a ja się strasznie gniewałem. Wogóle nie zwracałem na nią uwagi, aczkolwiek ona wydostała