Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/41

Ta strona została skorygowana.

z czegoś, co miało być kieszenią, błyszczącą dziesiątkę i oglądała ją tak, abym na nią zwrócił uwagę. Zsunąłem na kupie desek jedną tarcicę, żeby można było huśtać się i usiadłem na jednym końcu deski. Niech sobie ten drugi koniec sterczy prosto w niebo, co mnie to obchodzi? Odwróciłem się tyłem do całego świata, jakiś zachmurzony i wściekły. I nagle deska zaczęła się pode mną delikatnie podnosić. Nie obejrzałem się, ale ogarnęło mnie niezmierne, niemal bolesne szczęście, podrzuciło mnie w górę, szczęśliwego i oszołomionego. Pochyliłem się ku przodowi, aby przeważyć swoją stronę huśtawki, drugi jej koniec delikatnie i płynnie odpowiadał. Okrakiem siedzi na desce dziewczynka i nic nie mówiąc, huśta się milcząco i uroczyście, a naprzeciwko siedzi milczący i uroczysty smyk; nie patrzą na siebie i oddają się huśtaniu ciałem i duszą, albowiem się kochają. Przynajmniej chłopak kocha, chociaż nie umiałby powiedzieć jak bardzo przepełniony jest tem uczuciem, pięknem i dręczącem zarazem. Więc huśtają się bez słowa i niemal obrzędowo, jak najwolniej, żeby było tem uroczyściej.
Była większa i starsza ode mnie, czarnowłosa i ciemna jak czarny kot. Nie wiem, jak jej było na imię i jakiej była narodowości. Pokazałem jej swój ogródek z patyków, ale nawet nań nie spojrzała i niezawodnie nie domyśliła się wcale, że w środku