Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/48

Ta strona została skorygowana.
VI

Tatusia lubiłem, bo był mocny i prosty. Gdy go dotykałem, to miałem wrażenie oparcia o mur albo o mocny słup. Myślałem, że jest najmocniejszy z wszystkich ludzi; czuć go było tanim tytoniem, piwem i potem, a jego potężna postać napełniała mnie rozkoszą bezpieczeństwa, zaufania i siły. Czasem się rozzłościł, a wtedy bywał straszny i szalał jak burza. Tem słodsza bywała później ta resztka strachu, z jakim właziłem na jego kolana. Mówił niewiele, a jeśli już się rozgadał, to nigdy o sobie. Ani na chwilę nie opuszczała mnie myśl, że gdyby chciał, mógłby opowiadać o czynach wielkich i bohaterskich, które były jego czynami, ja zaś położyłbym dłoń na jego piersi włochatej i mocnej, i czułbym jej wewnętrzne dudnienie. Żył spokojnie, pochłonięty całkowicie swoją stolarką i był bardzo oszczędny, bo pieniądze oceniał pracą, którą w nie wkładał. Pamiętam, że pewnej niedzieli wyjął z szuflady książeczki oszczędnościowe i wpatrywał się w nie. Było tak, jakby się z zadowoleniem przyglądał stosom porządnie poukładanych desek.
Dużo w tem jest roboty i potu, mój chłopcze. Marnować pieniądze, to tak, jakbyś niszczył gotową robotę. Grzech poprostu.
— A naco, tatusiu, są te uciułane pieniądze? —