Strona:PL Karol Baudelaire-Kwiaty grzechu.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.
XXI
Warkocz.

O runo spadające aż na kark i szyję!
Pukle! wonie sennością jakąś obciążone!
O czary! dziś, gdy zmierzch mą alkowę okryje,
By ożywić tłum wspomnień co w tych puklach żyje,
Niemi, jak wonną chustką w powietrzu powionę!
Cały świat — tęskna Azja i wrząca Afryka —
Daleki, prawie zgasły w niepamięci toni,
O lesie wonny, w twoich głębiach się zamyka!
A jako inne duchy kołysze muzyka —
Mój — o miłości moja — pływa na twej woni.
Pójdę, gdzie krzew i człowiek, pełni życia soków,
Przeciągle piją rozkosz pod słońcem, co żarzy;
Sploty, jak fala nieście mię w ten świat uroków!
Morze habanów, w tobie sen świetnych widoków,
Sen barw płomieni, masztów, żagli i żeglarzy.
Przystań tętniąca wrzawą, gdzie duch mój pić może
Szeroką falą wonie, i dźwięki, i gwary;
Gdzie statki, mknąc po złocie i jedwabnej morze,
Otwierają ramiona, by objąć przestworze
Nieb czystych, pałających wieczystemi skwary.