Strona:PL Karol Baudelaire-Kwiaty grzechu.djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.

I bratniem się, mistycznem ogniwem kojarząc
Ze mną — na hardych moich rymach zawieszona;
O wyklęta! ty, której okrom mnie — o biada!
Od piekieł do Nieb szczytu nikt nie odpowiada!
Ty, co jak cień szlak znaczysz ślady znikomemi,
Depcząc stopą leciuchną, spojrzeniem wesołem
Głupców, co cię zwą gorzką, ty z oczy smolnemi
Posągu, ty Cherubie mój z miedzianem czołem!






XLII
PĘKNIĘTY DZWON.

I gorzko jest i błogo zimą, w nocy cieniu,
Przy ognisku, co parska i dym w górę śle,
Słuchać wspomnień, co zwolna wstają w oddaleniu,
Pod dźwięk dzwonów kościelnych śpiewających w mgle.

Błogosławione dzwony o silnej gardzieli,
Co mimo starość krzepkie, raźne — wierny krzyk,
Ślą, codzień na modlitwę zwołując czcicieli,
Jak wiarus, co wiek czuwać pod namiotem zwykł!