Strona:PL Karol Baudelaire-Kwiaty grzechu.djvu/084

Ta strona została uwierzytelniona.

Na dole — w górze — wszędzie — tylko głębie ciemne —
Milcząca czarna otchłań, co mą duszę trwoży!
Na dnie mych ciemnych nocy mądry palec boży,
Maluje mi bez końca mary stuforemne.

Lękam się snu jak dziecko wielkiej ciemnej dziury,
Pełnej grozy — wiodącej w świat nie wiedzieć który;
Z okien wciąż patrzy na mnie — twarz Nieskończoności.

Duch mój nad przepastnemi drżąc głowy zawroty,
Głuchej nieświadomości Nicestwa zazdrości!
— O, nigdy nie wyjść poza Liczby i Istoty!






XLVI
Zmora.

Puszcze, wy mnie trwożycie nakształt katedr szczytów,
Wasz szum jest niby organ; nasze zaś jak groby,
Wyklęte serca — pełne starych cierpień zgrzytów —
Wtórzą echem, gdy hymny śpiewacie żałoby.

Wstrętnyś mi, Oceanie! twe wrzawy i rzuty,
Odnajduję w mym duchu. Straszny śmiech goryczy