Gdzie są listy miłosne, wiersze i bilanse,
Kwity, włosy kochanek, rachunki, romanse,
Niżeli moja smutna mózgownica stara.
Ach, jest to piramida, olbrzymia pieczara,
Kędy trupów jest więcej, niż w ogólnym rowie.
Jam — nienawistne gwiazdom cmentarne pustkowie,
Gdzie, jak wyrzuty grzechu, długie czerwie żyją,
I ciałem mych najmilszych nieboszczyków tyją.
Jam jest stary buduar, pełny róż zwiędniętych,
Gratów pełny niemodnych i sukien pomiętych,
Kędy blade pastele w swej ramie złoconej,
Jedyne tchną zapachem jak puste flakony.
Nic w długości nie zrówna kulawego biegu,
Mych dni, gdy pod ciężkiemi całunami śniegu,
Nuda — nieciekawości drętwej owoc szary —
Zda się nieśmiertelności przyjmować rozmiary.
Odtąd, już tyś mi tylko, o materjo żywa,
Jako granit, co przestrach błędny go okrywa,
Uśpiony w mgłach Sahary, owity w tumany!
Tyś jest sfinx, beztroskiemu światu niedojrzany,
Zapomniany na mapie! A twój duch ponury,
Śpiewa tylko, gdy słońce zachodzi za chmury!
Strona:PL Karol Baudelaire-Kwiaty grzechu.djvu/088
Ta strona została uwierzytelniona.