chronią się ze swym skarbem do Lwowa; i tam ściga ich śmierć i tę ostatnią wydziera nadzieję. Biedna matka chrześciańskiém męstwem zwalczając boleść rozdzierającą jéj duszę i tłumiąc żal własny, znajdowała jeszcze słowa pociechy dla rozpaczającego męża, bo ona „wtenczas najlepiéj pocieszać umiała, gdy ją najwięcéj bolało.“[1]. Ale serce jéj tylu ciosami zranione już przenieść nie mogło straty ostatniego dziecięcia; zdrowie słabnące zwolna wśród tak dotkliwych cierpień, uległo nakoniec pod tą ostatnią boleścią; zapadła w suchoty. Daremne były usiłowania najbieglejszych lekarzy i najtkliwsze nieszczęśliwego męża starania; żadna moc ludzka nie mogła już utrzymać gasnącego życia. Zofia i Karol tym nowym zagrożeni ciosem, szukają ratunku w niebie, ślubując uroczyście, że jeżeli śmierć ich nie rozłączy, wstąpią oboje do klasztoru, ona do sióstr miłosierdzia, on zaś do Towarzystwa Jezusowego. Lecz i téj pociechy za wiele było dla tego, który tu na ziemi miał spełnić do dna kielich goryczy. Zofia umarła d. 31 lipca 1839 r. po wielkich
- ↑ Listy w duchu bożym do Przyjaciół. Kraków, 1850. Str. 120.