Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 047.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zdaje mi się, że wkońcu straciłem przytomność, więc rzucił mię na ziemię i wyszedł z pokoju, drzwi zamknął na klucz, a klucz schował do kieszeni.
W zupełnej ciszy, jakby dom był pusty, ocknąłem się nakoniec z odrętwienia. Czułem ból w całem ciele, łkałem jeszcze głośno, ale łzy nie płynęły mi po twarzy, a w sercu czułem tylko złość, nienawiść.
Tak, tak, nienawidziłem ich oboje. Chciałem ich gryźć i szarpać, wypędzić ich z domu, gdzie przedtem było nam wszystkim tak dobrze. Ach, poco weszli tutaj? Jakiem prawem?
Długo leżałem bez ruchu na ziemi, nasłuchując ciągle, czy się kto nie zbliża, ale na korytarzu była martwa cisza i szmer najlżejszy nie dochodził znikąd.
Podniosłem się nakoniec i spojrzałem w lustro, ale się przestraszyłem swojej twarzy. Nie poznałem się prawie. Czerwony, zapuchnięty, ze złemi oczami, byłem szkaradny i przerażający. Wolałem się nie widzieć i zamknąwszy oczy, rzuciłem się na łóżko.
Przy każdem poruszeniu bolało mię wszystko, czułem, że mam gorączkę i drżałem jak w febrze, ale to wszystko było niczem w porównaniu z tem, co się działo w mem sercu.
I nie wiedziałem, czy boleśniej cierpię od ran, zadanych mi twardym rzemieniem, czy więcej bolą te zatrute noże, które czułem w sobie.
Ściemniło się. Leżałem bezwładny na łóżku, patrząc na szare niebo przez zamglone szyby, kiedy klucz w zamku obrócił się jakoś powoli i na progu stanęła miss Murdstone. Popatrzyła na mnie stanowczo, uważnie, postawiła na stole szklankę mleka i położyła obok kawałek chleba z mięsem. Potem wyszła znowu bez jednego słowa i zamknęła drzwi na klucz.
Nie ruszyłem się z łóżka, leżałem w ciemności, czekając i nasłuchując. Wkońcu straciłem zupełnie nadzieję.