Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 071.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ścią i oświadczył, że gdyby kiedy taki Creakle ośmielił się zapomnieć wobec niego, rozbiłby mu na łysej głowie kałamarz z atramentem, który zawsze nosi w kieszeni.
Po tych słowach Steerfortha nastało milczenie, którego przez czas długi nikt nie śmiał przerywać.
Potem rozmawialiśmy o nauczycielach. Uczniowie przyznawali, że obaj, Sharp i Mell, uczą dobrze i pracują bardzo sumiennie, ale są licho płatni, a pan Mell nie ma nigdy w kieszeni ani grosza. Podobno utrzymuje biedną starą matkę.
To przypomniało mi pierwsze śniadanie w Londynie i przytułek ubogich kobiet, ale westchnąłem tylko i nie powiedziałem o tem ani słowa.
Z powodu takich rozmów nasza uczta przeciągała się dość długo. Wprawdzie większa część chłopców wróciła do łóżek zaraz po nasyceniu apetytu, ale kilku zostało, szepcząc coraz ciszej i wyjawiając coraz większe tajemnice.
Nakoniec położyliśmy się wszyscy. Na zegarze biła dwunasta.
— Dobranoc, Copperfield — rzekł Steerforth cicho — jesteś dobrym kolegą, biorę cię pod opiekę.
— Jesteś bardzo dobry, dziękuję za wszystko — odpowiedziałem wzruszony.
— Czy masz siostrę? — spytał, ziewając.
— Nie.
— To wielka szkoda. Byłaby do ciebie podobna i kochałbym ją pewnie. Dobranoc.
Długo nie mogłem zasnąć, myśląc o Steerforcie, jego pięknej twarzy i wysokim wzroście, tak odpowiednim do wielkiej władzy i godności, które piastował w szkole. Uczułem się bezpiecznym pod jego opieką i szczęśliwym z okazywanej mi przyjaźni.
Nazajutrz rozpoczęła się nauka.
Było nas wszystkich razem czterdziestu sześciu ze mną. Wszyscy pracowaliśmy w jednej sali, podzieleni na grupy czyli klasy, pod kierunkiem pana Mella i pana Sharpa.