Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 082.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Odwiedziny pana Peggotty były jedyną chwilą jasnych wspomnień i urozmaicenia jednostajnych dni życia szkolnego. Poza tem codzień jedno i to samo: chłodne ranki, kiedy trzeba wstawać z łóżka, i chłodne, ciemne noce, kiedy do łóżka wracamy; wieczory w chłodnej, słabo oświetlonej sali, pełnej wrzawy, krzyku i kłótni, i przedpołudnia szkolne z kuciem i odwiedzinami pana Creakle.
A wśród tych szarych dni zdaleka, het, zdaleka, niby wschodząca gwiazda błyskała nadzieja wakacyj. Zwolna blade światełko stawało się jaśniejsze, wyraźniejsze, zbliżało się i rosło. Nieskończenie długie miesiące, które widzieliśmy przed sobą, topniały nieznacznie, niby sople lodu, już liczymy tygodnie, już dnie tylko zostały.
Wtedy ogarnęła mię trwoga, że nie pojadę do domu, lecz Steerforth mię zapewniał, że będę odesłany. Nowa obawa: może zachoruję? a może złamię nogę? Nie, wszystko szczęśliwie, już pojutrze, już jutro, już dziś, już wyjeżdżam, siedzę wśród obcych ludzi w dyliżansie, odchodzącym do Yarmouth.
Noc była przykra, męcząca i długa, mało spałem i często się budziłem, ale za każdym razem zamiast pustyni podwórza i krzyku pana Creakle widziałem przez okno drogę, pola i drzewa, a słyszałem prychanie konia i nawoływania woźnicy.


VI. OSTATNIE CHWILE SZCZĘŚCIA W RODZICIELSKIM DOMU.

O świcie dyliżans stanął przed dużym zajazdem, kazano mi wysiąść i zaprowadzono do małego, czyściutkiego pokoiku, gdzie oczekiwało mię posłane łóżko.
Jakże wygodnie, ciepło i przyjemnie wyciągnąć się w łóżku po nieprzespanej nocy. Krótki był wypoczynek, gdyż Barkis miał przyjechać po mnie o dziewiątej, nie zaspałem jednakże i nie czekał ani minuty.