Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 087.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle Peggotty podniosła głowę od roboty i patrzyła na nas przez chwilę.
— Ciekawam bardzo — rzekła — co się stało z cioteczną babką Dewi.
— W imię Ojca i Syna! — zawołała mama. — Co ci przyszło do głowy?
— A tak, chciałabym wiedzieć, bo jeśli umarła, to powinna przecie coś zapisać Dewi.
— Dewi ma jeszcze matkę — zaczęła mama drżącym głosem. — Zresztą czemu miała umrzeć? Miss Betsy mieszka sobie w swoim domku nad morzem i napewno o nas nie myśli, więc i my dajmy jej pokój.
— Wszystko mi jedno — mruknęła Peggotty — ale zawsze chciałabym wiedzieć.
Mama się roześmiała z takiego uporu, a ja zacząłem mówić o odwiedzinach Chama i pana Peggotty.
Po herbacie przyniosłem książkę o krokodylach i zacząłem ją czytać głośno, żeby nam się zdawało jeszcze lepiej, że wróciły te dawne, dobre czasy.
Byliśmy tak szczęśliwi wszyscy tego wieczora!
Już około dziesiątej usłyszeliśmy wreszcie turkot na drodze, który ustał przed naszym domem.
Mama pospiesznie wstała, Peggotty złożyła robotę. Mama pocałowała mię w czoło i kazała iść spać na górę, bo dla mnie była już późna godzina.
Nie gniewałem się, że uniknę dziś powitania, uściskałem, ucałowałem ją gorąco i pobiegłem szybko po schodach. Lecz w pokoju, gdzie byłem przez pięć dni więziony, odżyły wszystkie bolesne wspomnienia i westchnąłem na myśl, że jutro zacznie się inne życie, niż był dzisiejszy wieczór.
Obudziłem się rano z nieprzyjemną myślą, że zobaczę pana Murdstone, którego nie widziałem od owej chwili bicia. Bojaźń przed jego spojrzeniem była tak przygnębiająca, że dwa razy wróciłem ze schodów na palcach do mo-