Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 098.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

w zajeździe na popasie częstował nas piwem, siadał wciąż przy Peggotty, żartował i pytał, czy jest zadowolona.
W Yarmouth czekali na nas wuj Dan z Chamem. Przywitali się bardzo grzecznie z panem Barkis, zabrali pakunki Peggotty i ruszyli naprzód. Chciałem iść z Peggotty, lecz Barkis skinął na mnie.
— Dziękuję ci, mój przyjacielu — powiedział — wszystko dobrze. Tak, mówię, że wszystko dobrze, i dziękuję.
Nic nie rozumiałem, więc otworzyłem oczy i patrzyłem na niego, kiedy zawołała mię Peggotty.
— Co ci mówił? — spytała, kiedyśmy się cokolwiek oddalili.
Powtórzyłem jej dziwne słowa.
Potrząsnęła głową i zamyśliła się na chwilę.
— Nie wszystko jest tak dobrze, jak jemu się zdaje — rzekła nakoniec — ale powiedz, Dewi, cobyś o mnie pomyślał, gdybym wyszła zamąż?
— Przecież kochałabyś mię tak samo, jak i teraz?
Peggotty przystanęła, objęła mię w ramiona i ku wielkiemu zdumieniu przechodniów przycisnęła do serca, zapewniając o wiecznej miłości.
— W takim razie — zacząłem, gdy mię puściła wreszcie — jeżeli chodzi o to, żebyś wyszła za pana Barkisa, to zdaje mi się, że byłoby bardzo dobrze. Miałabyś swego konia i mogłabyś do mnie przyjeżdżać, a to nie kosztowałoby cię wcale.
— Otóż to mądra głowa! — zawołała, obejmując mię znowu gorąco. — To samo myślę sobie od miesiąca. Byłabym sobie panią w swoim domu i blisko ciebie. Mogłabym cię odwiedzać, ile razy mi się spodoba, a po śmierci pochowają mię na tym cmentarzu, gdzie ona.
Przez chwilę szliśmy oboje w milczeniu.
— Ale gdybyś ty nie chciał, nigdybym tego nie zrobiła — odezwała się znowu. — Pomówię o tem z Danem i pomyślę jeszcze, ale jeżeli nie chcesz, powiedz jedno słówko. Barkis