Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 185.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo łatwo — odpowiedziała pośpiesznie Peggotty — już długo o tem myślę. Niedaleko ma sklepik przyjaciel mego brata, u którego on zwykle nocuje, jeśli pani się zgodzi, to zaprowadzę pana Dicka i sama tam zostanę. Będzie tu państwu wygodniej.
— To dobrze — rzekła babka — nie mam siły już myśleć o wszystkiem, bardzo potrzebuję spoczynku. Jutro pomówimy.
Ale gdyśmy zostali sami, babka zaczęła chodzić po pokoju, jakgdyby zapomniała o zmęczeniu. Przypomniałem o łóżku, potrząsnęła głową.
— Jestem zmęczona — rzekła — lecz nie mogę się położyć. Ruch mię uspokoi. Czy podobna zasnąć, kiedy tyle myśli ciśnie się do głowy? Ach, Dewi, Dewi, ze względu na ciebie najwięcej mię to boli.
Położyła mi głowę na ramieniu i zaszlochała cicho.
— Babciu — mówiłem, całując jej ręce — dałaś mi naukę, dałaś mi zawód, to dosyć. Powinienem wystarczyć sobie i wystarczę. Czy myślisz, że nie będzie szczęściem dla mnie spłacać ci dług i okazać całą wdzięczność za to, żeś ze mnie zrobiła człowieka?
— A Dora? — rzekła babka. — Przecież zdaje ci się, że jesteś zakochany.
— Zdaje mi się? O, babciu, gdy ją poznasz...
— Tst! Dziecko. Ja ci nie będę ciężarem. Sprzedam domek, prócz tego został mi niewielki dochód, 70 funtów rocznie. To niewiele, ale wystarczy. Pan Dick ma sto funtów na siebie od rodziny. Jeżeli pani Barkis zechce nam gospodarować... bo ja, widzisz, stara już jestem...
— Peggotty? Babciu droga, będzie nam wszystkim dobrze. Zobaczysz, jak wszystkiem zajmie się poczciwie. Ona będzie szczęśliwa, że pracuje dla moich ukochanych.
— Ale Dora? — powtórzyła znowu babka.
— Dora mię kocha.
— Dziecko. Dziecko rozpieszczone. O, biedny, biedny chłopcze, czemuż byłeś ślepy!