Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 194.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem skorzystałem z popołudniowych godzin, aby udać się do Traddlesa.
Zabrałem z sobą pana Dicka, gdyż biedak nudził się bardzo w Londynie i babka ubolewała nad tem mocno. Traddles wiedział już trochę, o co chodzi. Napisałem do niego, aby był przygotowany na poważną rozmowę o rzeczach praktycznych.
Zastałem go obłożonego papierami w jego czwartej części kancelarji. Z panem Dickiem przywitał się bardzo życzliwie i nie zaprzeczył wcale, gdy biedny staruszek nazwał go starym znajomym.
Przystąpiłem do rzeczy odrazu. Traddles ma już stosunki w dziennikarstwie, ja pragnę się nauczyć stenografji i dostarczać do gazet mów z parlamentu. Jest to bardzo zyskowne i niejeden w ten sposób zaczynał karjerę.
Traddles miał dobry uśmiech na poczciwej twarzy.
— To jest bardzo zyskowne — potwierdził łagodnie — ale długo uczyć się trzeba.
— Dzisiaj kupię podręcznik, a jutro spróbuję.
Traddles patrzył na mnie wielkiemi oczami.
— Nie wiedziałem, że jesteś tak stanowczy — zaczął — ale... ale...
— Mam czas — zapewniałem go bardzo gorąco — jestem bardzo pojętny, dołożę wszelkich starań... no i obiecujesz pomóc mi znaleźć pismo?
— Owszem... owszem — powtarzał — tylko spróbuj przedtem.
— Jabym też chciał pracować — odezwał się pan Dick z powagą. — Dewi świadkiem, że piszę bardzo ładnie.
— Wyraźnie i kaligraficznie — pochwaliłem go z przyjemnością.
Traddles patrzył na niego, pocierając czoło.
— A czy mógłbyś pan przepisywać? — spytał wreszcie — czysto, uważnie, bez pomyłek?