Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/024

Ta strona została uwierzytelniona.

I dopiero gdy straszne uderzenia, chrypienie i syczenie wag i mechanizmu zegarowego całkowicie milkło, wystraszony kosiarz wracał do stanu normalnego. A lękał się nie bez powodu, bo te chrapliwe, krzywe szkielety, zwane zegarami, wydają nadzwyczaj niemiły hałas. Nie mogę wydziwić się, jak ludzie, a w szczególności holendrzy zdołali dojść do takiego wynalazku. Wiadomo powszechnie, że holendrzy lubią dostatnią odzież i szerokie spodnie, trudno zrozumieć w obec tego, dlaczego uważali za konieczne pozostawić swoje zegary bez przybrania i ochrony.
I oto — patrzcie — samowar zaczął się ożywiać. W szyjce dało się słyszeć klekotanie, potem zaczął wydawać urwane sapnięcia, dość nieśmiałe, jakby jeszcze nie był zdecydowany rozweselić się i rozhulać na dobre. Nareszcie po dwóch lub trzech próżnych wysiłkach owładnięcia żądzy wywnętrzenia się, pozbył się wszelkiej melancholii, wszelkiej wstrzemięźliwości i zaśpiewał tak wesoło, tak od duszy, że żaden płaczliwy słowik nie mógłby mu dorównać.
A jakie to było proste! Sądzę, że zrozumielibyście pieśń samowara nie gorzej niż książkę, a nawet lepiej niż niejedną książkę, dobrze nam i wam znaną. Wydając gorący oddech, który wesoło i kształtnie, jak lekki obłoczek podnosił się na parę stóp w górę i pod