wieszadle. Kostyum tej młodej damy odznaczał się jedną osobliwością; niańka lubiła stroić się we flanelowy gorset blado-zielonego koloru, który sznurowała na plecach. Wiecznie wytrzeszczając oczy na otaczające przedmioty, zachwycając się wszystkiem, a przedewszystkiem nieustannie zachwycona przymiotami swej gospodyni i jej dziecka, panna Tilly, chociaż czasami trochę myliła się w swych sądach, zachowywała należny szacunek dla głowy i serca pani Piribingl; na nieszczęście nie można tego powiedzieć o główce dziecka, którą usiłowała wszelkim sposobem doprowadzić do zbliżenia z kredensem, poręczami schodów, łóżek i innymi obcymi przedmiotami. Wszystko to było jednakże rezultatem nieustannego zachwytu Tilly, która nie mogła nacieszyć się uprzejmem obejściem swych gospodarstwa i swem przebywaniem w tym wygodnym domu. A zachwyt ten wypływał stąd, że Tilly, podrzutek, nie miała nigdy rodziny ani ze strony ojca, ani ze strony matki i wychowała się na koszt gminy w ochronie.
Widok malutkiej pani Piribingl, wracającej z podwórza wraz z mężem i niby pomagającej mu nieść kosz (który w rzeczywistości on sam dźwigał), zabawiłby was prawie tak samo, jak dobrodusznego Jana. Może ta scena wydała się zabawną i świerszczowi, bo znów zaczął ćwierkać z całej siły.
Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/034
Ta strona została uwierzytelniona.