Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/035

Ta strona została uwierzytelniona.

— Uważasz! — odezwał się gospodarz, według zwyczaju rozwlekając słowa. — On dzisiejszego wieczora zdaje się weselszy niż zwykle.
— To napewno szczęście nam zwiastuje, Janie!
Tak było zawsze. Gdy świerszcz zagospodaruje się przy ognisku, to błogosławieństwo dla domu! Mąż spojrzał na panią Piribingl: wzrok jego wyrażał myśl, że to ona sama jest głównem jego błogosławieństwem. Ale widocznie obawiał się powiedzieć za wiele, więc nic nie odrzekł.
— Pierwszy raz, Janie, usłyszałam jego wesoły głosik tego wieczora, kiedyś mię przywiózł do domu jako gosposię. Blizko rok temu. Pamiętasz, Janie?
O, tak! Jan pamiętał. Jakżeby mógł nie pamiętać!
— Ćwierkanie świerszcza wydało mi się takiem pełnem otuchy przywitaniem! Było dobrą przepowiednią, jak gdyby świerszcz chciał mi dodać odwagi. Ono wyraźnie mówiło mi, że będziesz dobrym i względnym dla mnie. I że nie będziesz się wzdrygał oprzeć swą poważną głowę o ramię swej roztrzepanej żonki. A ja bałam się wtedy tego domu tak bardzo, Janie.
Mąż w zamyśleniu pogładził ją po główce i ramionach, widocznie chcąc powiedzieć: nie,